Marek Nowakowski

Dwóch z Przedświtu.

Karnawał „Solidarności” spowodował niebywały rozkwit wolnych wydawnictw. Obok pionierskiej „Nowej” (jednej z pierwszych i najbardziej prężnej) mocną pozycję zdobył „Krąg”, „Oficyna Literacka” i „Przedświt”. Przynajmniej dla mnie pozycje wydawane przez te firmy stanowiły często czytelniczą frajdę, wprowadzały do obiegu literaturę zakazaną przez cenzurę. Prężność tych nowonarodzonych wydawców, chodzi przecież nie tylko o druk, ale o kolportaż, rozprowadzanie, była zdumiewająca.

A zajmowali się tym często ludzie dotychczas znajdujący się z dala od życia zbiorowego, osobni, chimeryczni, intelektualiści, którym impuls do konkretnego działania dał masowy ruch sprzeciwu przeciw dotychczasowemu porządkowi. Taką indywidualnością był Jarosław Markiewicz, wybitny poeta, mój wieloletni kolega ze związku pisarzy; wywodził często niezwykle cichym głosem o kwestiach skomplikowanych i egzotycznych, znawca i miłośnik sztuk wschodniej medytacji, buddyzmu, hinduizmu, nirwany, Karmy. On to wraz z Wacławem Holewińskim założył i prowadził firmę wydawniczą „Przedświt” Egzamin z ryzyka i innych trudności, choćby ubecko-milicyjnej inwigilacji, zdali ci dwaj wydawcy w stanie wojennym. „Przedświt” nadal egzystował, wydając szereg poszerzających horyzonty wolności pozycji. Miałem przyjemność i zaszczyt, że chcieli oni wydać tomik moich miniatur prozą pt. „Rachunek”. W tytule już wystawiłem rachunek krzywd i zbrodni dokonanych na społeczeństwie przez polsko-sowieckich komunistów. Zostałem więc jednym z autorów „Przedświtu” i nawiązałem ściślejsze więzi z wydawcami. Bywałem w szarej, odartej z tynku kamienicy na Oboźnej, gdzie mieszkał Jarosław Markiewicz. Mieszkanie tajemnicze, labiryntowe, pełne korytarzy, nisz, schodków – można było się tam zagubić, urządzone nader oryginalnie przez Jarka – było siedzibą firmy „Przedświt” Tam spotykałem drugiego bossa wydawnictwa, Wacka Holewińskiego, który stanowił dynamiczne przeciwieństwo cichego, kameralnego Jarka. Znakomicie się dopełniali i „Przedświt” funkcjonował bez wpadki. Nie było to łatwe, podziemny ruch wydawniczy doprowadzał do furii bezpiekę; węszyła i penetrowała środowisko niepokornych przez swoich kapusiów. Czasem u mnie na Długiej pojawiał się Wacek lub Jarek, przynosząc kolejną, ciepła jeszcze książkę z drukarni. A sam przechodząc Krakowskim Przedmieściem, przystawałem przy Oboźnej i myślałem sobie: „Pewnie znów coś drukują… Żeby nie wpadli!”.
Dla Wacka zresztą niestrudzona aktywność w podziemiu skończyła się aresztowaniem i pobytem w więzieniu. Ale „Przedświt” trwał.

Teraz Jarek Markiewicz pisze i wydaje świetne wiersze, cenione wysoko przez krytyków i miłośników poezji. Znów osobny, skupiony, odległy od zgiełku. Natomiast Wacek Holewiński, prawnik z wykształcenia, został tęgim prozaikiem, autorem kilku dobrych powieści z „Lamentem nad Babilonem” na czele. Energia go rozpiera, działa z zapałem w Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich. Pracuje nad scenariuszem o żołnierzach powojennego podziemia niepodległościowego.
Powinienem wybrać się do Jarka Markiewicza na Oboźną. Powspominamy tamte, konspiracyjne czasy…