„Przedświt” to była nadzieja
Ale najpierw „Przedświt”, to była dla mnie „Przechowalnia”. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku pisałem krótką powieść pod takim tytułem. Nie szło mi najlepiej – pisałem z przerwami zastanawiając się, czy język, jakim piszę – nowomowa, żargon PRL-owskiej propagandy, znany z prasy, radia i telewizji – warto wykorzystać, jako specyficzne tworzywo. Przerywałem także pisanie z powodu burzliwych wydarzeń. Strajków sierpniowych, karnawału „Solidarności” – okresu, który przyniósł nam wszystkim tyle nadziei. W końcu książkę napisałem, wykorzystując dodatkowo język stanu wojennego i doświadczenia kilku następnych lat.
W zimie lub na wiosnę 1985 roku, przekazałem maszynopis w ręce Redaktorów „Przedświtu”. Wkrótce książka ukazała się. Na okładce było zakratowane okienko piwniczne. To okienko nawiązywało do treści.
W owym czasie wszystkie wydarzenia, jakie opisałem: prześladowania, jakim w miasteczku podlegają miejscowi pijaczkowie, ich strajk, który uderza w miejscowych notabli i właścicieli knajp, ponieważ strajkują powstrzymując się od picia alkoholu – bunt licealistów przesłuchiwanych przez SB-ków, nawet epizod z radzieckim lotnikiem, z wojsk stacjonujących pod Legnica i picie wódki cuchnącej benzyną, bo przewożonej w kanistrze – wszystko było wzięte z tamtej rzeczywistości.
Dziś mogę powiedzieć, że zachowałem wielką wdzięczność dla „Przedświtu” – pierwszego Wydawcy książki (później ukazała się także w londyńskim „Pulsie” Jana Chodakowskiego, a w roku 90 w poznańskim Wydawnictwie SAAW). Była przyjęta z rezerwą przez niektórych czytelników. Przez innych nawet z entuzjazmem. Dziś jest, być może, dokumentem tamtej epoki.
Na koniec chciałbym dodać jeszcze jedno: oddając w roku 1985 maszynopis w ręce Redaktorów „Przedświtu” ani mi w głowie nie zaświtało, że istotnie przeżywamy wszyscy lata przed świtem. Rok 89 był blisko. Co więcej: jednemu z bohaterów „Przechowalni”, siedzącemu w areszcie, pobitemu i zmaltretowanemu po pacyfikacji strajku przez milicję – śni się, że jest z przyjaciółmi w barze. Że życie toczy się w miarę normalnie i że on – w tym śnie – wznosi toast: „za nadzieję”! I to jest jeszcze jeden powód, dlaczego Wydawnictwo „Przedświt” kojarzy mi się z nadzieją.